Świadectwa różańcowe

31 października 2020

15 października 2020

Chcę podzielić się z Wami moim świadectwem o sile Różańca św. i potędze wstawiennictwa Maryi. Pochodzę z rodziny ateistycznej, w której nie wolno było nawet mówić o Bogu. Jednak moje serce w dzieciństwie ogromnie tęskniło do Boga i choć niewiele o Nim wiedziałam, nie przestawałam Go szukać. Znalazła się jedna cudowna osoba, siostra zakonna, która narażając się, zaczęła prywatnie uczyć mnie religii. Również dzięki niej – w wielkiej konspiracji i tajemnicy mając lat trzynaście – zostałam ochrzczona, przystąpiłam do I Komunii św. i bierzmowania. Pomimo tego, że moi rodzice byli niewierzący, a ich małżeństwo skończyło się rozwodem, byłam szczęśliwa, bo naprawdę czułam bliskość Boga. Ale przyszedł czas dorastania, moja zaprzyjaźniona siostra wyjechała do Afryki na misje, a w rodzicach nie miałam oparcia w sprawach wiary. Szybko się stałam dość łatwym łupem dla różnych modnych pułapek. Nie mając zwyczaju systematycznej modlitwy (która jest taką „smyczą”, na której Pan trzyma nas przy sobie), załamałam się w wierze. Niewiele rzeczy było mi obcych, jeden grzech pociągał za sobą kolejne, te zaś pociągały mnie i nie mogłam, a nawet nie czułam potrzeby uwolnienia się od nich. Czasem przychodziły momenty, że szłam sporadycznie do spowiedzi, ale brak modlitwy i wątpliwości znów oddalały mnie od Boga. Po wyjściu za mąż moje życie jeszcze bardziej się poplątało. Nie widziałam wyjścia: życie w moim małżeństwie stawało się coraz bardziej zagmatwane. Od miesięcy cierpiałam na całkowitą bezsenność. Któregoś dnia wstałam bardzo wcześnie i z rozpaczą w sercu idąc przed siebie, trafiłam do kościoła. Uklękłam przed wizerunkiem Matki Bożej i po raz pierwszy w życiu modliłam się naprawdę z całej duszy, z rozpaczą i nadzieją, z wewnętrznym krzykiem o ratunek. I stał się cud – wszystko się we mnie w jednej sekundzie uspokoiło. Na dodatek, jak się później okazało, spokój trwał, straciłam jakikolwiek pociąg do grzechów, tych, bez których nie wyobrażałam sobie życia, a moje małżeństwo zaczęło przeżywać prawdziwy renesans. Jednak minęło dużo czasu, zanim się nawróciłam. Wszystko to, co się stało po tej modlitwie, przyjęłam jako prezent, sama natomiast nic nie robiłam w kierunku pogłębienia swojej wiary. Był początek lata, kiedy spotkałam przypadkiem nie widzianą od lat przyjaciółkę, która właśnie wróciła z Fatimy i ofiarowała mi przywieziony stamtąd różaniec. Dziwny był to dar, ponieważ „przyczepił się” do mnie, nie pozwalał się odłożyć na półkę, ani do szuflady. Cały czas coś mnie ciągnęło, by trzymać go w ręku. Nawet idąc spać, kładłam go pod poduszkę. Nie był jakiś szczególnie cenny – zwykły drewniany różaniec. W końcu zaczęłam modlić się na nim, bo odniosłam wrażenie, że on tego „żąda”. I wreszcie po czterech latach poszłam do spowiedzi – tym razem – z głębokiego przekonania, choć nie była to jeszcze ta spowiedź, która ostatecznie odciągnęła mnie od przeszłości. Nie była może dobrze przygotowana, ale był to naprawdę poryw serca. Odtąd nie opuściłam żadnej niedzielnej Mszy św. i starałam się odmawiać choć jedną tajemnicę Różańca dziennie. Jesienią zaś, znalazłam się po raz pierwszy w Medjugorie. Jechałam tam z sercem całkowicie otwartym na to, co Bóg chce, abym robiła w życiu. Nie będę opisywać tego wszystkiego, co przeżyłam w Medjugorie za pierwszym razem i podczas następnych moich pobytów tam. Powiem tylko tyle, że otrzymałam wielką łaskę nawrócenia, a Pan stał się moim najlepszym Przyjacielem, najważniejszą sprawą mojego życia, moim Celem, moją wielką Miłością. Dał mi łaskę zerwania z całym dotychczasowym sposobem życia, łaskę modlitwy i postu. Jestem bardzo wdzięczna Maryi za ratunek i za ten różaniec, który „wymusił” na mnie modlitwę i moje nawrócenie. Mało tego, po dwóch latach modlitwy na nim i postów dwa razy w tygodniu w intencji mojej mamy, stał się wielki cud jej nawrócenia po całym życiu z dala od Boga, a nawet w opozycji do Niego. Jestem przekonana, że powierzając się Maryi i modląc się na różańcu, można zmienić świat na lepsze. Dlatego rozdaję różańce ufając, że może za pomocą któregoś z nich Maryja przyciągnie kogoś do Jezusa, tak jak to było ze mną. Tak więc proszę wszystkich, którzy mają jakieś problemy „nie do rozwiązania” – powierzcie je Maryi i starajcie się choćby mieć przy sobie różaniec. Maryja z pewnością znajdzie w końcu sposób, by Was skłonić do modlitwy na nim, nawet jeśli na początku będzie to trudne. I znajdzie sposób, by użyć tej Waszej modlitwy jako drogi, po której przypłynie do Was łaska potrzebna do rozwiązania Waszej trudnej sytuacji. Szczęść Boże!

Barbara

13 października 2020

W wieku 20 lat dostałem się do marynarki wojennej. Wtedy powiedziałem sobie, że Bóg nie jest mi do niczego potrzebny. Chociaż w tym czasie otrzymałem wiele łask to myślałem, że sam to wszystko wypracowałem. Zacząłem się upijać i wkrótce uzależniłem się od alkoholu.

     Jedną z wielu łask, jaką otrzymałem od Boga był ślub z moją żoną. Boże błogosław jej za to wszystko, co ze mną przeszła.

     4 lutego 2003 roku, mając 33 lata, chciałem popełnić samobójstwo. Moje życie straciło sens: żona chciała rozwodu, marynarka chciała się mnie pozbyć, mój nałóg alkoholowy narastał i byłem zadłużony na kwotę ponad 20.000 dolarów, a dług nadal się powiększał. Jednak w tym wszystkim moim największym błędem było to, że odszedłem od Kościoła Katolickiego i zacząłem uczęszczać na protestanckie nabożeństwa. Znalazłem się na dnie, ale tego dnia, 4 lutego 2003roku, wydarzyło się coś, co zmieniło moje życie o 180 stopni.

     Poszedłem do księgarni katolickiej „Fatima”. Tam natknąłem się na książkę o różańcu, w której było napisane, że wszystkie moje problemy rozwiążą się, jeśli będę odmawiał różaniec każdego dnia. Z początku nie wierzyłem w to, co przeczytałem. W tym samym czasie przypomniałem sobie, jak wspólnie z całą rodziną odmawialiśmy różaniec każdego dnia kiedy byłem dzieckiem. Dziękuję dobremu Bogu za przykład mojej matki, która przekazała mi wiarę. To dzięki niej wiedziałem jak się modlić na różańcu. Powiedziałem sobie, że skoro nic nie przynosi oczekiwanych efektów to należy zapomnieć o protestanckich nabożeństwach, powrócić do Kościoła Katolickiego i modlić się na różańcu prosząc Matkę Bożą o rozwiązanie problemów. I rzeczywiście modlitwa różańcowa wydała oczekiwane owoce.

    W 2010 upłynęło siedem lat, podczas których codziennie odmawiałem różaniec. W tym czasie przestałem się upijać, moja żona nadal jest ze mną, przeszedłem na emeryturę z wojska, a mój dług prawie spłaciłem. Nieustannie dziękuję Matce Bożej za ocalenie mojego życia.

   Jeśli ktokolwiek z was widział obraz Najświętszego Oblicza Pana Jezusa w Turynie to patrząc na skroń można dostrzec na niej liczbę 3. Natomiast Matka Boża zainterweniowała w moim życiu w roku 2003, kiedy miałem 33 lat. Tu dodam też, że Pan Jezus żył na ziemi tylko 33 lata. Również na mnie spełniła się trzecia z piętnastu obietnic odmawiania różańca, którą bł. Alan de la Roche otrzymał od Matki Bożej: „Różaniec stanie się groźną bronią przeciw piekłu. Zniszczy, pomniejszy grzechy i zwycięży heretyków”. W tym miejscu nasuwa się to pytanie: czyż alkoholizm nie jest grzechem?

     Wierzę, że to wszystko, co mnie spotkało nie było zbiegiem okoliczności. Ludzie nie potrzebują psychologów, tylko muszą codziennie odmawiać różaniec, a wtedy Matka Boża rozwiąże wszystkie ich problemy.

     Teraz moim pragnieniem jest bycie niewolnikiem Maryi aż do śmierci. Niech was Bóg błogosławi.

Michael Hoffman Tłumaczenie z j. ang. na j. pol: Marcin Rak

                              Patrycja z Krośniewic 

10 października 2020

Znane są we współczesnej historii cuda związane z modlitwą różańcową. Jednym z nich jest cud ocalenia kilkunastu osób w Hiroszimie i Nagasaki. Na sześć miesięcy przed atomowym atakiem lotnictwa USA w tych miastach pojawiło się dwóch mężczyzn, którzy trzem milionom katolików głosili konieczność nawrócenia, odmawiania Różańca i pokuty jako jedynego ratunku przed zbliżającym się nieszczęściem. Nawoływali do życia w stanie łaski uświęcającej, częstego przyjmowania sakramentów, do noszenia sakramentaliów, do trzymania w swoich domach wody święconej oraz gromnicy i do codziennego odmawiania Różańca (przynajmniej jednej  części]

Po ataku atomowym okazało się, że w Hiroszimie i Nagasaki prawie wszystko zostało zrównane z ziemią — z wyjątkiem dwóch budynków. W jednym było 12 osób, a w drugim 18. Oni przeżyli. Otaczające dom podwórka, a nawet trawa, również pozostały niezniszczone. Nie została zniszczona ani jedna szyba czy dachówka! Specjaliści Armii Stanów Zjednoczonych przez kilka miesięcy obserwowali ten niezwykły fenomen i próbowali zrozumieć, w jaki sposób oba domy wraz z ich mieszkańcami i otaczającym je dobytkiem mogły ocaleć. W końcu doszli do przekonania, że nie było tam niczego, co po ludzku mogłoby ocalić te domy przed zburzeniem. Stwierdzili, że musiała tam zadziałać jakaś siła nadprzyrodzona.

Natomiast sami uratowani opowiadali, że w noc poprzedzającą atak bombowy usłyszeli pukanie do drzwi. Twierdzą, że ukazał się im Anioł, który zaprowadził ich do domu, w którym mieszkała rodzina wierna wezwaniom Matki Bożej i wypełniająca Jej polecenie, by codziennie, przez sześć miesięcy odmawiać różaniec. Ocaleni żyli jeszcze przez wiele lat. Jeden z nich został księdzem (ks. Hubert Schiffler). Powiedział, że od czasu ataku atomowego setki ekspertów zastanawiało się, czym mógłby różnić się ów ocalały dom od kompletnie zburzonych. Ks. Schiffler twierdził, że różnił się jednym: w tym domu posłuchano wezwań Matki Bożej do codziennego odmawiania Różańca!

Agnieszka z Krośniewic

 

Bramo Niebieska (Przez Różaniec do nieba) – O. Chery OP

Pobożna śmierć uzyskana przez Różaniec św.

Leon Foucault, uczony wynalazca francuski (1819–1868) członek wielu naukowych instytucji, dotknięty został choro­bą nieuleczalną, która co dzień widocznie zbliżała go do grobu. Całe życie zajęty badaniami naukowymi, wynalazka­mi, nie miał – jak to mówią – czasu myśleć o Bogu, w ciężkim zapomnieniu wiara jego zamarła.

Pewnej nocy po ataku, który zdawał się już śmierć sprowadzać, pobożna matka chorego wezwała pewnego zakonnika, polecając mu nawrócenia syna. Zakonnik uwia­domiony o przekonaniach umierającego, biedną tę duszę polecił w żarliwej modlitwie Królowej Różańca św. Uczony jakby tknięty łaską Bożą przystał chętnie na odwiedziny kapłana, a nawet prosił go, aby do niego znowu przyszedł. W potocznej rozmowie podczas kilkukrotnych odwiedzin, kapłan mówił mu o Bogu, o duszy i o jej życiu pozagrobowym, lecz wiara św. nie budziła się w sercu tego człowie­ka tak wybitnego nauką, ale obcego prawdom chrześcijań­skim. Wierzył w Boga, uwierzył, że potrzeba nam pośrednika u tronu Wszechmogącego, ale nie mógł zdobyć się na wiarę w Jezusa Chrystusa. Dowody Bóstwa Chrystusa Pana, wiara milionów, przykłady najuczeńszych, którzy po życiu z dala od Boga spędzonym, w ostatniej chwili nawracali się i w krzyżu szukali pociechy, siły i nadziei, nie przemawiały do jego duszy, chociaż pewne wrażenie czyniły; chory nie chciał wierzyć w odpuszczenie grzechów w św. sakramencie pokuty.

Tymczasem dnie mijały i śmierć coraz bardziej wyci­skała swe piętno.

W krytycznych tych chwilach jako jedyny ratunek strapionej matce wskazał zakonnik modlitwę różańcową, radząc przy tym, aby uczyniła ślub postarania się o odpra­wienie co soboty Mszy św. na cześć Królowej Różańca św. W dzień złożenia powyższego ślubu kapłan znalazł chorego bardzo dobrze usposobionego. I któż poruszył to serce opie­rające się łasce Bożej, kto dał mu światło i moc? Nie był to już ten sam grzesznik zatwardziały, co przedtem, gdyż serce jego pragnęło przebaczenia i o nie prosiło, poddało się wierze i łasce Bożej.

I gdy zakonnik po spowiedzi św. rzekł do niego: „Idź w pokoju, teraz jesteś w stanie łaski przyjaźni Bożej, możesz ufać”.

Chory zapytał: „Czy mogę mieć taką nadzieję?”

„Tak, możesz ufać, Bóg cię przyjmie jak syna i da ci udział w tajemnicach wiecznej Mądrości”.

Radość opromieniła twarz nawróconego.

Kapłan nieraz jeszcze odwiedził chorego, który trwał w dobrym, rozmawiali o cudach wiary naszej, o rzeczach, które wlewają szczególną pociechę w duszę zbliżającą się do progu wieczności.

W sobotę, według uczynionego ślubu odprawiono Mszę św. na cześć Królowej Różańca św. Zakonnik przyszedłszy jak zwykle, zastał chorego prawie bez przytomności, matka zażądała dla syna św. sakramentu ostatniego pomazania. Ksiądz jednak wahał się, gdyż obawiał się, aby nieznana ceremonia tego św. sakramentu nie wywołała jakich przeciwnych skutków w nowonawróconym. Wpierw tedy zapytał, czy go poznaje; chory otworzył szeroko oczy i odpowiedział twierdząco, kilku przeto słowy zachęcił go do poddania się woli Bożej i do ufności; następnie wytłumaczył mu cel tego św. sakramentu. Chory słuchał bardzo uważnie.

„Chcesz więc przyjąć Ostatnie Olejem św. namaszcze­nie?” zapytał z obawą pewną kapłan.

„Tak” brzmiała odpowiedź.

„Zrobi ci to przyjemność?”

Konający potwierdził, a gdy zakonnik powiedział że mu go udzieli, promień zadowolenia zajaśniał na jego obliczu.

Skoro tylko przyniesiono Oleje św., chory popadł w agonię i po pięciu godzinach oddał ducha Panu.

Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom II. (Przykłady na październik). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1927, ss. 83-85.

Ks. Proboszcz

Liczba wizyt: 9461 - dziś: 1